Kuala Lumpur
Od kilku dni jesteśmy w Kuala Lumpur, polubiliśmy to miasto od pierwszej chwili. Szczególnie przypadła nam do gustu okolica Petronas Towers i same wieże, które naprawdę są imponujące.
Wokół nich roztacza się przyjemny park z mnóstwem atrakcji dla najmłodszych. Są darmowe baseny i plac zabaw jak z dziecięcych marzeń. Po zmroku wieże są pięknie oświetlone, a dodatkową atrakcję stanowią tańczące fontanny.
KL ma oczywiście o wiele więcej atrakcji: mnóstwo swiątyń islamskich, chińskich i hinduskich, widokową wieżę Menara Tower, piękny park z motylarnią , ogrodem ptaków, orchidei i jeleni. Ma też super nowoczesne, ogromne centra handlowe, sympatyczną dzielnicę chińską i nieco dziwną Little India.
Dzisiaj zwiedziliśmy między innymi meczet Jamek, przy wejściu wszyscy ,łącznie z Julką dostaliśmy arabskie stroje zakrywające ciało. Mieliśmy przy tym sporo zabawy, bo wyglądaliśmy w nich jak z filmów o Harrym Potterze, brakowało nam tylko mioteł.
Im dłużej jesteśmy w Malezji, tym bardziej dostrzegam w jakiej zgodzie żyją tu wyznawcy różnych religii. Dominuje islam, ponad połowa Malajów wierzy w Allaha, potem mamy buddyzm i religie chińskie, hinduizm , jest też kilka procent chrześcijan. Na jednej ulicy są więc różne świątynie, w zależności od wyznania , panują tam odmienne zasady. W meczetach obowiązują rygorystyczne zasady, przed wejściem wyznawcy obmywają twarz i ręce, do świątyni można wejść tylko w szczelnym ubraniu . W środku zdecydowana większość spędza czas na modlitwie, nieliczni odpoczywają lub rozmawiają.
W świątyniach hinduskich jest większa swoboda. Strój dowolny, ale nie odsłaniający zbyt wiele, buty zdejmuje się obowiązkowo. Atmosfera raczej piknikowa. Część ludzi je i pije, inni rozmawiają przez telefon, nieliczni się modlą. U chińczyków pełen luz. Wchodzimy w butach i dowolnym stroju, nikt nie zwraca na to uwagi, dzisiaj widziałam turystki w koszulkach na szelkach i króciutkich szortach. W środku często kwitnie handel dewocjonaliami. Można jeść, pić, plotkować, rozmawiać przez telefon. Czasem ktoś klęknie przed głównym ołtarzem i zapali kadzidełko. Wszystkie te świątynie są pełne ludzi przez cały dzień. Miło jest do nich wchodzić i obserwować ludzi. Ta wielokulturowość mnie fascynuje.
PS. Julka łapie tu pełno angielskich słów i zwrotów, sama zaczyna trochę mówić po angielsku. Dzisiaj zapytała, czy w przedszkolu( do którego idzie od września) będzie musiała pytać nowe koleżanki ”Whats your name?”
19 sierpnia, 2012 o 13:39
Mam dwa pytanka : ile Julka ma lat ??
19 sierpnia, 2012 o 13:41
A drugie pytanie(sugestia) może opcja lubię to do FB.Blog świetny dziękuje za przepis na CINNABONS bo nie mieszkam w Katowicach byłam raz jadłam te babeczki i tęsknie za ich smakiem :) Pytam ile ma Julka lat bo mam dziecko i zastanawiam się nad wyjazdem ale się boje.
19 sierpnia, 2012 o 14:24
LM, Julka skonczyła w czercu 3 lata. Zapewniam, że nie ma się czego bać. Jeśli masz jakieś pytania odnośnie podróży z małym dzieckiem, pisz na maila
beolha@interia.pl, postaram się rozwiać wątpliwości.
Na FC raczej się nie pojawię, jakoś za nim nie przepadam